PostWzrost

Degrowth / Décroissance po polsku

Co to jest PostWzrost

Pytanie o to czym jest postwzrost (degrowth) jest zarazem strasznie trudne i bardzo proste. Jest trudne, bo sprowadzić szeroki ruch społeczny i stojącą za nim filozofię do syntetycznej definicji jest w zasadzie niemożliwością. Zresztą, skąd się bierze w nas potrzeba przedstawienia tak złożonych zjawisk w jednym zdaniu? Czy te definicyjne wygibasy, które trzeba czytać po trzy razy żeby cokolwiek zrozumieć są nam naprawdę potrzebne? No i po co pośpiech, ta chęć żeby połknąć, strawić i wypluć w mniej niż 10 sekund?

Skupmy się lepiej na tym, czemu pytanie o postwzrost jest takie proste. Bo czytając gazety, słysząc polityków, widząc reklamy, obserwując ludzi na ulicy, jeżdżąc po świecie, czy działając społecznie prędzej czy później musimy je sobie zadać. Wystarczy poskrobać trochę po powierzchni, żeby spod cienkiej warstwy lakieru wyszły ukryte założenia. Jedno jest wyjątkowo nachalne i powszechne – potrzebujemy wzrostu, wzrost jest dobry, bez niego wszystko się posypie. Kwestionując to założenie wchodzimy na ścieżkę postwzrostu. Stawiając pytanie, popychamy horyzonty myślowe, wyrywamy wszystkowiedzących ze zgniłego samozadowolenia. Dlatego to takie proste. Albo ważne.

Ktoś wmówił nam, że wzrost – zwłaszcza ten gospodarczy – jest niezbędny. Naszym obywatelskim obowiązkiem jest kupować, kupować nowe, kupować kolejne. Pieniądze krążą, gospodarka się kręci, przypływ unosi wszystkie łodzie, a nowy telefon jest pięć razy bardziej innowacyjny od poprzedniego (i co z tego, że za dwa lata kompletnie się zepsuje). Jeśli coś nie wychodzi to sorry, ale to Ty jesteś winny. Każdy jest kowalem własnego losu, więc uśmiechaj się i powtarzaj, że jest świetnie. Nie przestawaj kupować, bo wpędzasz kraj w kryzys! Chyba, że kryzysem nazwiemy to, że coraz więcej relacji, stosunków, doznań, usług między ludźmi jest kupowane i sprzedawane. Że horyzont dobrego życia jest wyznaczany liczbą posiadanych przedmiotów.

Rzeczy, które musimy kupować nie biorą się znikąd i nie rozpływają się w nicości. Ropa, węgiel, aluminium, czysta woda i dzikie lasy nie są nieskończone. Za to góry śmieci i wpuszczane do środowiska zanieczyszczenia coraz bardziej tak. Jak mędrcy wzrostu chcą rozwikłać paradoks ograniczonych zasobów Ziemi wobec nieograniczonej konsumpcji człowieka? Chyba ich to nie interesuje, może liczą, że nie dożyją. A poza tym – wmawiają, że zawsze tak było i jakoś ludzkość wciąż się rozwija, nieprawdaż? To długa historia, ale nie, nie zawsze tak było. Wzrost gospodarczy to w skali historii człowieka bardzo świeży wymysł.

Mimo swojej świeżości, już się zdezaktualizował. Nie dla wszystkich, dla wielu ludzi na świecie zdobywanie kolejnych dóbr wciąż służy poprawieniu ciężkich warunków życia. Ale kolejny kupiony gadżet zużywa zasoby, które mogłyby być przeznaczone na zbudowanie przez nich domu, studni, baterii słonecznej. Warto też pamiętać, że wzrost PKB może być równie dobrze napędzany kupnem czołgu, odbudową domów przez niego zniszczonych, czy czyszczeniem plaży zalanej wyciekającą z platformy ropą. Czy to jest odpowiednia miara postępu?

Mamy już dość historyjki o zbawiennej roli wzrostu tu w Polsce, w Europie, w krajach globalnej Północy. Mamy dość modłów wznoszonych o wyższe cyferki opisujące wzrost produktu krajowego brutto. Mamy dość zaklinania, że musimy być wydajni, elastyczni, innowacyjni, kreatywni, oszczędni, bo inaczej nie urośniemy. Jesteśmy już wystarczająco duzi, żeby wiedzieć, że to bujda. Potrzebujemy nowej filozofii, nowego ruchu, który pozwoli nam dzielić się zamiast sprzedawać, dbać o siebie, zamiast konkurować, współpracować z przyrodą, zamiast ją eksploatować, cieszyć się czasem, zamiast pędzić w wyścigu szczurów. To właśnie nazywamy postwzrostem. To łatwe, prawda?

Jakub

Przeczytaj także: Postwzrost – w stronę dojrzałej gospodarki.